Header Ads

>

Dookoła Polski 2017

Dzień pierwszy

Szykujemy się do wyjazdu. Planujemy trasę, pakujemy motocykle. Zaczyna robić się trochę nerwowo, mieliśmy być od dwóch godzin w trasie a tu jeszcze jakieś drobne przeszkody. Nie wiemy jak długo pojedziemy, dotychczasowe nasze doświadczenie to niespełna 200 km w ciągu dnia. W końcu schodzę z ostatnimi tobołkami i w tym momencie Adam wybiega z garażu siarczyście przeklinając. Patrzę a Beemka leży. "Dobry znak" - jeszcze nie pokonaliśmy metra a już pierwsza gleba. Podnosimy motocykl i natychmiast wyjeżdżamy. 

Planujemy trasę. Fot. Małgosia Babinek

Przygotowanie trasy na pierwszy dzień. Fot. Małgosia Babinek

Ruszamy w drogę. Fot. Małgosia Babinek

Lokalnymi drogami docieramy do Jastrowia i tam decydujemy by nadrobić czasu krajową "berlinką". Słońce powoli schodzi coraz niżej gdy docieramy do pierwszego punktu. Niewielka wioska Babinek, w której bezskutecznie próbujemy  odnaleźć związek nazwy z naszym nazwiskiem. Jeszcze kilka kilometrów i docieramy do Krzywego Lasu, który jest zdecydowanie najbardziej pokręconym lasem w Polsce. Przy zachodzącym słońcu przejeżdżamy jeszcze 50 km i lądujemy w  Myśliborzu. Udaje nam się znaleźć nocleg w marinie nad jeziorem Myśliborskim. Dzisiejszy dystans to 420 km.

Babinki w Babinku.

Krzywy Las


Dzień drugi

Dziś poranek wita nas deszczem. Pakujemy tobołki na nasze żelazne wierzchowce i zasiadamy w mokrych siodłach. Na szczęście tuż przed wyjazdem, jakby ktoś zakręcił kurek, deszcz znika. Jednak temperatura z wczorajszych 30 st. spadła do 14. Lokalnymi drogami zjeżdżamy na południe. Lubuskie zaskakuje nas swoim urokiem i spokojem. Zbaczamy do Witnicy, w której odwiedzamy Park Drogowskazów i Słupów Milowych Cywilizacji. Jest to jedyne takie miejsce w Polsce, jednak nas nie urzeka. Spokojnie połykamy kolejne kilometry, do czasu. W połowie drogi mój motocykl gaśnie. Próbuję odpalić i tylko co pewnien czas strzał z wydechów. Wiem co czuł Małysz, w 2015 roku, kiedy to odpadł w drugim dniu Dakaru. Obawiam się, że mój "Dakar" też się właśnie kończy. Czekamy aż Honda ostygnie i próbujemy tchnąć życie w silnik. Strzela, parska, dyszy i sapie niczym Tuwimowska lokomotywa, w końcu odpala. Ruszam najpierw powoli, ospale…, niestety motocykl szarpie i przerywa a ja odliczam kilometr za kilometrem. Wkrótce maszyna znów zamiera. Po raz drugi tego dnia żegnam się z wyprawą. Po raz drugi też się witam, bo znów ruszamy. Do Zielonej Góry pozostało około 100 km i przez całą tą drogę zmagam się z przerywaniem, próbuję znaleźć optymalny bieg, obroty, prędkość. W bólach docieramy do naszego dzisiejszego celu. NAJwiększej winnicy w Polsce. Problem z Hondą wraca niczym bumerang. Adam wyrusza na poszukiwanie noclegu. Ja stoję i znów bezskutecznie podejmuję próbę uruchomienia mojego Dominatora. Nazwa idealnie pasuje do motocykla. Robi ze mną co chce, czuję się zupełnie zdominowany przez bestię. Zatrzymuję jadącego na motorku lokalesa. Jedyny i to zmotoryzowany. Zagaduję go o mechanika. - Jest w Zawadzie, to 15 km stąd, ale on naprawia tylko takie, wie pan, hondy yamahy, japończyki, takiego to nie wiem czy zrobi. A co to w ogóle jest?
- Honda - odpowiadam
- Aaaaa to tak. W internecie niech pan poszuka, tam jest - dodaje
No i tam był. Jest sobota i to po 17-tej w nadziei, że odbierze dzwonię. Odebrał. Przedstawiam problem.
- Niestety dziś ci nie pomogę. Jestem na urodzinach i nie ma kto przyjechać busem po motor. Zdzwońmy się jutro - słyszę.
Dobre i to. Mam tylko nadzieję, że jutro odbierze, bo to niedziela. Znów udaje mi się wskrzesić motor i ruszam w poszukiwaniu Adama. Spotykamy się i jedziemy na wskazany przez miejscowych nocleg. Gościniec Stodoła w Przytoku.
Zupełnie niespodziewanie dzwoni telefon.
- Jutro nie będę mógł zająć się naprawą bo wyjeżdżam nad morze – słyszę – będę za 15 minut. 
O 21.00 przyjeżdża Kuba, który zabiera Hondę. O północy przywozi motor po czyszczeniu gaźnika, wymianie świecy i drobnych regulacjach.
- Nic więcej nie dam rady już zrobić. Powinno wystarczyć - słyszę
Eksploduję niczym wulkan Eyjafjallajökull w 2010, tyle, że tym razem, nie pył, a moja radość wypełnia niebo nad całą Europą. Jutro ruszam na kolejny „etap”! Dzisiejszy dystans 260 km.

Dzień trzeci

Dzień rozpoczęliśmy od poszukiwań stacji. Po wczorajszych kłopotach w moim motocyklu zostały ostatnie krople paliwa. Dziś piękna pogoda, spokojny niedzielny ruch i co najważniejsze motocykl spisuje się na medal. W jednej z winnic zaopatrujemy się w lokalne wino by umilić dzisiejszy wieczór.
Punkt na dziś to NAJwyższy wulkan w Polsce znajdujący się w Ostrzycy. Dzień mija na spokojnym pokonywaniu kilometrów. W drodze mijamy dziesiątki motocyklistów korzystających z pięknej pogody. Trasę kończymy w jednym z NAJpiękniejszych polskich zamków w Mosznej. Tam znajdujemy nocleg w budynku, w którym niegdyś mieściła się zamkowa pralnia. :) Dzisiejszy dystans to 370 km.






Dzień czwarty

Celem dzisiejszego dnia jest Ząb NAJwyżej położona miejscowość w Polsce, średnia wysokość wynosi 1013 m n.p.m. Jak nie trudno się domyśleć leży na Podhalu, w powiecie tatrzańskim. Pomimo tego, że trasa nie jest długa, bo mierzy niespełna 270 km, jest wyjątkowo męcząca. Wysoka temperatura oraz duży ruch na krętych drogach dają nam się we znaki.
Na jednaj z ładniejszych i spokojniejszych dróg postanawiamy zrobić ujęcia do filmu. Zawracam bez trudu, Adam jednak potrzebuje nie co więcej miejsca i cofa do rozjazdu znikając mi z oczu. Czekam. Po chwili zatrzymuje się koło mnie samochód.
- Koledze coś się stało? - pyta młody kierowca.
- Nie - odpowiadam.
- Myślałem, bo widziałem, że motocykl leży - dodaj

W jednej chwili zawracam i już jestem na miejscu. Adam podczas zawracania, zupełnie nie groźnie położył motocykl. Stawiamy i jedziemy na ujęcie lecz gdy jesteśmy przy aparacie dokładnie w tym momencie przed obiektywem pojawia się jakiś jegomość. Nici z ujęcia i nie podejmujemy się dublowania.Sprawdza się czarny scenariusz, moja Honda znów zaczyna się dusić i kompletnie traci moc. Na kilkanaście, może więcej kilometrów przed Zębem, co chwila redukuje bieg, odkręcam manetkę by znów poszukać optymalnej pozycji. Męczy mnie to niemiłosiernie, dobre choć to, że tym razem nie gaśnie.
Z trudem docieramy na miejsce i pomimo pięknych widoków, ciężko mi się cieszyć gdy głowę zaprząta niedomaganie motocykla.Na szczęście moskale i kwaśnica przy piwku w Karcmie u Zapotocznego pozwalają zapomnieć na chwilę o dzisiejszych trudnościach.









Dzień piąty

Połowa naszego wyjazdu za nami. Dziś zmieniamy Tatry na Bieszczady. W promieniach słońca zjeżdżamy do Nowego Targu i szukamy warsztatu, w którym zerkną na moją Hondę. Szybka diagnoza i okazuje się, że motocykl cierpiał na chorobę wysokościową. Podczas modyfikacji zdecydowanie zmniejszyłem dolot powietrza przytykając modułem. Na pomorzu nie miało to znaczenia, w górach okazało się niemal zabójcze. Na szczęście to tylko taka drobnostka. Szybko ruszamy dalej próbując uciec przed nadchodzącą burzą. Deszcz dopada nas w Krościenku nad Dunajcem i towarzyszy niemal przez resztę dnia. Do przystani w Bieszczadach docieramy przed zmrokiem. Spotykamy tam Szymona, z którym przy ognisku wymieniamy się wrażeniami z jazdy.
Dzisiejsze punkty NAJ na naszej mapie to Najwyższy przełom rzeki w Polsce, NAJstarszy szyb naftowy na świecie (Bórbka) no i Bieszczadzka Przystań Motocyklowa, jedno z najbardziej przyjaznych miejsc dla motocyklistów w Polsce. A same Bieszczady to rejon o najmniejszym zaludnieniu w Polsce. Dzisiejszy dystans 312 km
Ząb, najwyżej położona miejscowość w Polsce.













Najwyższy przełom rzeki w Polsce.

Bórbka




Dzień szósty

Planujemy wyjazd na 9.00 jednak rozmowa z Markiem, właścicielem przystani pochłania nas na tyle, że startujemy dopiero o wpół do dwunastej. Ruszamy w słońcu jednak ono postanawia dziś pozostać w Bieszczadach i kolejny dzień jedziemy w deszczu i burzy. Nijak ma się to do tego, że roztocze i lubelszczyzna zwane są Polską Toskanią i są NAJbardziej nasłonecznionym regionem w Polsce. Nam trudno w to dziś uwierzyć. Ulewa, która dopada nas na 50 km przed Lublinem, skutecznie przerywa dzisiejszą jazdę. Znajdujemy zajazd, w którym nie tylko my znajdujemy dach nad głową ale też nasze motocykle. 245 km, dziś tylko tyle. 

Dzień siódmy

Polska Toskania wita nas z rana deszczem. Dzisiejszy dzień zamierzamy zakończyć przy NAJstarszym tatarskim meczecie w Kruszynianach. Pierwsze siedemdziesiąt kilometrów pokonujemy w dwie godziny. Co kilka, kilkanaście kilometrów trafiamy na ruch wahadłowy, tragedia. W końcu udaje nam się nabrać trochę prędkości i pokonujemy kolejne kilometry mijając jedne z NAJwiększych plantacji chmielu.  W końcu wjeżdżamy na Podlasie, które urzeka nas swoim spokojem. Głodni docieramy do Hajnówki. Zatrzymujemy się przy barze serwującym regionalne przysmaki; pielmieni z baraniną i kartacze. Po godzinie docieramy do Kruszynian. W progu meczetu wita nas Dżamila, opiekun obiektu i od razu oznajmia, że jest motocyklistą. No to zaczynamy rozmowę o motorach i zamiast meczetu oglądamy jegoa Kawasaki W800. Meczet musi poczekać, tyle już stoi postoi i do jutra. Nocujemy u przesympatycznej starszej pani w sąsiedztwie świątyni. Dziś 370 km.


Dzień ósmy

Rano zwiedzamy mizar i meczet, i szykujemy się o wyjazdu. Na pożegnanie Dżamil przymierza się do Beemki Adama i rzuca z charakterystycznym akcentem - Daj znać jak będziesz chciał sprzedać. Spodobała się. Ruszamy. Pierwsze 100 km mija bardzo szybko, potem trochę spowalniają nas TIRy. Udaje się odnaleźć spokojniejszą drogę wiodącą skrajem Biebrzańskiego Parku Narodowego. Docieramy na Warmię i znajdujemy nocleg w Zebruniu w Ranczu Zacisze. To już ostatnia noc. dziś 335 km.

Brak komentarzy