Header Ads

>

Wyprawa dookoła Polski - dzień drugi

Lubuskie.

Dziś poranek wita nas deszczem. Pakujemy tobołki na nasze żelazne wierzchowce i zasiadamy w mokrych siodłach. Na szczęście tuż przed wyjazdem, jakby ktoś zakręcił kurek, deszcz znika. Jednak temperatura z wczorajszych 30 st. spadła do 14. Lokalnymi drogami zjeżdżamy na południe. Zamontowaliśmy dziś interkomy i po dniu milczenia nie możemy się nagadać. Lubuskie zaskakuje nas swoim urokiem i spokojem. Kilkukrotnie zatrzymujemy się na zdjęcia, co pochłania nam sporo czasu.

Lubuskie.

Zbaczamy do Witnicy, w której odwiedzamy Park Drogowskazów i Słupów Milowych Cywilizacji. Jest to jedyne takie miejsce w Polsce, jednak nie urzeka nas i szybko wracamy na trasę. Spokojnie połykamy kolejne kilometry, do czasu. Na 141 kilometrze dzisiejszej dniówki, tuż za przejazdem w Jerzmanicach wyprzedza nas grupa motocyklistów z Boxer MC Poland. Odkręcam gaz chcąc dorównać grupie i w mgnieniu oka wskazówka licznika wędruje na 140 km/h . Po kilku kilometrach odpuszczam. Niestety tylko ja. Adam mija mnie z impetem i dołącza do boxerowych braci, a jakby inaczej. Znów odkręcam manetkę i po chwili motocykl gaśnie. Adam znika z grupą boxerowych braci. Dla mojego singla była to zabójcza jazda. Teraz wiem co czuł Małysz, w 2015 roku, kiedy to odpadł w drugim dniu Dakaru. Obawiam się, że mój Dakar też się właśnie kończy. Po kilku minutach wraca Adam. Czekamy aż Honda ostygnie i próbujemy tchnąć życie w silnik. Strzela, parska, dyszy i sapie niczym Tuwimowska lokomotywa, w końcu odpala. Ruszam najpierw powoli, ospale…, niestety motocykl szarpie i przerywa a ja odliczam kilometr za kilometrem. Wkrótce maszyna znów zamiera. Tym razem dłuższa przerwa. Okazuje się, że dziesięciokilometrowa pogoń za boxerami kosztowała mnie sporo oleju. Po raz drugi tego dnia żegnam się z wyprawą. Po raz drugi też się witam, bo znów ruszamy. Do Zielonej Góry pozostało około 100 km i przez całą tą drogę zmagam się z przerywaniem, próbuję znaleźć optymalny bieg, obroty, prędkość. W bólach docieramy do naszego dzisiejszego celu. NAJwiększej winnicy w Polsce. Problem z Hondą wraca niczym bumerang. Adam wyrusza na poszukiwanie noclegu. Ja stoję i znów bezskutecznie podejmuję próbę uruchomienia mojego Dominatora. Nazwa idealnie pasuje do motocykla. Robi ze mną co chce, czuję się zupełnie zdominowany przez bestię. Zatrzymuję jadącego na motorku lokalesa. Jedyny i to zmotoryzowany. Zagaduję go o mechanika. - Jest w Zawadzie, to 15 km stąd, ale on naprawia tylko takie, wie pan, hondy yamahy, japończyki, takiego to nie wiem czy zrobi. A co to w ogóle jest?
- Honda - odpowiadam
- Aaaaa to tak. W internecie niech pan poszuka, tam jest - dodaje
No i tam był. Jest sobota i to po 17-tej w nadziei, że odbierze dzwonię. Odebrał. Przedstawiam problem.
- Niestety dziś ci nie pomogę. Jestem na urodzinach i nie ma kto przyjechać busem po motor. Zdzwońmy się jutro - słyszę.
Dobre i to. Mam tylko nadzieję, że jutro odbierze, przecież to niedziela. Znów udaje mi się wskrzesić motor i ruszam w poszukiwaniu Adama. Spotykamy się i jedziemy na wskazany przez miejscowych nocleg. Gościniec Stodoła w Przytoku. Pokój 120 za dobę i jedzenie i picie na miejscu. Jemy obiadokolację i wyruszamy w okolicę.
Nagle zupełnie niespodziewanie dzwoni telefon.
- Jutro nie będę mógł zająć się naprawą bo wyjeżdżam nad morze – słyszę – będę za 15 minut.
O 21.00 przyjeżdża Kuba, który zabiera Hondę. O północy przywozi motor po czyszczeniu gaźnika, wymianie świecy i drobnych regulacjach.
- Nic więcej nie dam rady już zrobić. Na razie powinno wystarczyć - słyszę
Moja radość eksplodowała niczym wulkan Eyjafjallajökull w 2010, tyle, że zamiast pyłu tym razem nad całą Europą unosiły się pozytywne endorfiny. Jutro ruszam na kolejny „etap”! Dzisiejszy dystans 260 km.

24:00 Kuba przywozi naprawiony motocykl.



Brak komentarzy